Szanowny podróżny, ale i ty mieszkańcu Warszawy, jeśli korzystasz z płatnych miejsc parkingowych w Warszawie, drukując kwit parkingowy pamiętaj po powrocie do domu paragon skrzętnie schowaj, a najlepiej, aby nie wyblakł zrób skan i zapisz w komputerze. Gdy po pół roku urzędnik działający w imieniu Prezydenta Warszawy, nie zawiadamiając cię, zabierze ci z konta blisko 400 zł, będzie to twój jedyny argument, aby udowodnić swoją niewinność. A domniemanie niewinności, - zapyta ktoś jedna z podstawowych zasad praworządności? Niestety w Warszawie ona nie obowiązuje.
Ale po kolei. W weekend odwiedził mnie mój znajomy. Miło się było spotkać po latach. Przy okazji opowiedział mi historię, która go spotkała.
Znajomy od 5 lat nie mieszka już w Warszawie. Wyprowadzając się na wieś, wymeldował się z warszawskiego adresu. W Warszawie jest jednak nadal właścicielem mieszkania, które stoi puste. Miał je wynajmować, ale jak mówi – brak mu na to czasu, aby się tym zająć. Mój znajomy jest także właścicielem samochodu, który jest zarejestrowany pod jego warszawskim starym adresem.
-, Dlaczego nie przerejestrowałeś samochodu na nowy adres – zapytałem - gdy usłyszałem całą jego historię?
- Wiesz po pierwsze to są niepotrzebne koszty - odpowiedział, - po drugie nie mam takiego obowiązku, a po trzecie, co jest istotne w całej sprawie, adres rejestracji pojazdu, nie jest równoznaczny z adresem zamieszkania właściciela, i urzędnicy w Warszawie powinni to wiedzieć.
Wyjazd na wakacje
Mój znajomy w kwietniu ubiegłego roku, postanowił polecieć na wakacje. Odlot miał z lotniska im Chopina, dlatego przyjechał do Warszawy samochodem, który zostawił swojej córce, mieszkającej w swoim mieszkaniu w Warszawie. Zostawił jej oczywiście kluczyki. Córka miała go odebrać z lotniska po powrocie. Pech chciał, że samochód córki zepsuł się i wylądował w warsztacie na jeden dzień. Córka miała spotkanie z klientem na mieście. Dlatego pojechała do pracy samochodem ojca. Zaparkowała samochód na płatnym miejscu, wykupiła opłatę za parkowanie i umieściła paragon prawidłowo za szybą.
Wadliwa procedura czy celowe działanie?
Warszawa posiada już tysiące miejsc parkingowych, a ich liczba ciągle się powiększa. Aby usprawnić system kontroli, sprawdzający czy kierowca zapłacił za postój miasto, zakupiło samochody skanujące numer rejestracyjne parkujących samochodów i porównujące online z ewidencją opłaconych miejsc. W momencie, stwierdzenia braku opłaty system wykonuje automatycznie zdjęcie. Następnie obsługa samochodu wykonuje kółko i w ciągu 10 minut ponownie fotografuje nieopłacony samochód. Czy obsługa samochodu powinna wyjść i sprawdzić czy za szybą jest kwit parkingowy?
- Tak powinno to wyglądać – mówi mój kolega.- Kiedyś, nie wiem czy pamiętasz, jak zostawiłbyś samochód bez opłaty, za wycieraczką znalazłbyś mandat, a miasto przysłałoby ci dodatkowo pocztą zdjęcie twojej szyby samochodowej. To miasto – mówi dalej - musiało zawiadomić cię i udowodnić niedopełnienie obowiązku. Teraz jak widać urzędnicy doszli do wniosku, że to ty musisz udowodnić swoją niewinność.
-, ale co się stało – pytam? - Przecież córka wykupiła opłatę.
- Tak - odpowiada, - ale pomyliła numer rejestracyjny samochodu, zamieniła kolejność 2 cyfr, zrobiła tzw. „czeski błąd”. Jakby procedura wymagała zatrzymania się obsługi samochodu, sprawdzenia i zostawienia mandatu za wycieraczką, sprawa nie maiłaby miejsca. Ba – mówi dalej – jakby obsługa nie zauważyła dokumentu opłaty i zostawiła mandat, córka znalazłaby go i wyjaśniła sprawę od ręki, a tak o całym zdarzeniu dowiedziałem się w listopadzie, gdy zauważyłem na koncie brak 380 zł.
- I nie dostałeś żadnego powiadomienia – dopytuję?
- No nie – odpowiada - urzędnicy ZDM (Zarząd Dróg Miejskich), uznali, że adres rejestracji samochodu, jest równoznaczny z adresem zamieszkania. Wysłali dwa wezwania i uznali, że skutecznie mnie powiadomili, korzystając z procedury stworzonej dla organów państwa, ale w innej epoce prawnej.
- A komornik nie ustalił twojego adresu, no, bo chyba, aby zabrać ci pieniądze z konta musiał być wyrok sądu i decyzja komornika – dziwię się? -
- Nie bądź śmieszny, jaki komornik - śmieje się kolega – ratusz warszawski utworzył ponad 20 wydziałów ds. windykacji. Nie wiem, jakim prawem, i kto im na to dał zgodę, ale analogicznie jak banki, mają prawo do wystawiania dokumentu z tytułem egzekucyjnym. Wystawiają dokument, wysyłają pod jakikolwiek adres, 2 wezwania, czekają na 2 zwrotki i pędem do banku po pieniądze. Ty wiesz, jaki to interes, 20 dobrze płatnych stanowisk naczelników wydziału, setki urzędników klepiących w komputerze te same druczki. Przecież po pół roku i tak nie będziesz maił kwitu parkingowego, a nawet jak będziesz go miał to wyblaknie.
- Ty miałeś – pytam? -
- Szczęśliwy przypadek – odpowiada- córka włożyła kwit do skrytki gdzie wkładam faktury firmowe. Skanując faktury, księgowa zeskanowała też kwitek.
Epilog
-, Ale odzyskałeś pieniądze – dopytuję?–
- Tak – odpowiada.- Nie zawsze sprawdzam konto, ale pod koniec listopada coś mnie tknęło. Opis transakcji – zajęcie komornicze. Zdziwiłem się, jaki komornik? Napisałem do banku, jakim prawem i poprosiłem o dokumenty. Odpowiedzieli, że mieli prawo i odmówili pokazania dokumentów – super bank prawda - uśmiecha się. - Jedyną rzecz, jaką uzyskałem z banku to informacja, że dokument sygnowany jest przez prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy ( z upoważnienia). Zacząłem szukać w Internecie. Znalazłem 23 wydziały windykacyjne, oczywiście nie wiadomo, który wydział zajmował się moja sprawą. Telefony po kolei do wydziałów, przeważnie są zajęte lub nikt nie odbiera, taki standard - znów się uśmiecha.- Wreszcie dodzwoniłem się i ustaliłem, który wydział zajmował się moją sprawą. Piszę do Naczelnika Wydziału, adresy email są na stronie Internetowej, i otrzymuję informację, ze nie może mi przekazać droga elektroniczną dokumentów, bo jest RODO – to taka wymówka urzędnicza, ale podaje mi numer sprawy i każe pisać do ZDM. Normalnie sukces. No to piszę – opowiada dalej. - Najpierw otrzymuje informację zwrotną, z automatu, że mają 30 dni na odpowiedź, ale panuje jakaś pandemia ( to druga wymówka) i mają w związku z tym 60 dni na odpowiedź. No to się zdenerwowałem – mówi kolega - napisałem im kolejnego emaila, podkreślając, gdzie to mam ich terminy i pandemię i zażądałem natychmiastowego przesłania dokumentów. Zdziwiłem się jak po tygodniu dostałem je na maila. I nie zasłonili się RODO. Patrzę data 5 kwiecień i fotka samochodu. Parking, okolice placu bankowego. No tak, ale ja nie parkowałem nigdy w tej okolicy, sprawdzam jeszcze raz datę i oświecenie – byłem wtedy za granicą. Dzwonię do córki, ta potwierdza, że parkowała, ale mówi, że na 100 % zapłaciła za postój. Paragon powinien być w samochodzie. Sprawdzam samochód – ciągnie opowieść znajomy- nic. Kolejne olśnienie, sprawdzam skany dokumentów firmowych w komputerze – uśmiecha się - jest paragon z 5- go kwietnia, opłata 13 zł. Sprawdzam godzinę, - znów się uśmiecha- postój był prawidłowo opłacony, ale na kwicie zauważam „czeski błąd” w numerze rejestracyjnym samochodu. Telefonuje do znajomego adwokata, pytam, co robić.
- Napisz do nich wezwanie do zwrotu, - radzi mi adwokat - określ im termin i zasugeruj, że pójdziesz ze sprawa do sądu.
- No to tak zrobiłem - mówi znajomy- ustaliłem termin 14 dni na dokonanie zwrotu pieniędzy i wysłałem emailem. Już po tygodniu dostaję korespondencję z ZDM, także emailem, napisali, że uznają moją reklamację. Oczywiście żadnego przepraszam w piśmie nie ma.
-Co dalej –pytam? -
- Dalej to napisałem do naczelnika wydziału tego wiesz, co RODO, nie pozwala mu wysyłać żadnych dokumentów, że ZDM, uznał moją reklamację i przesyłam mu w załączeniu pismo. Dwa tygodnie ciszy, to dzwonię do wydziału. Po 20 minutach ktoś wreszcie odbiera - tak – otrzymam pieniądze, ale sprawa leży, bo ktoś musi podpisać dokumenty, ale go nie ma, bo okres przed świąteczny i ma wolne.
- I kiedy ci zwrócili – dopytuje? -
- Wyobraź sobie, że 31 grudnia przyszedł przelew na konto. Przelali całą kwotę.
- A jakieś odsetki, jakieś przepraszam - pytam dalej?-
- Coś ty urzędnik ma cię przeprosić to nie te czasy - odpowiada znajomy- Adwokat śmiał się, żebym wystąpił z pozwem do sądu o odsetki ustawowe. Wychodzi coś 3,5 zł. On doliczy do tego swoje koszty napisze pozew i za rok dostanie ok 1000 zł z tyt. kosztów procesowych. Przynajmniej następnym razem w ratuszu ktoś się zastanowi.
- I co zrobisz to – pytam? -
- Nie – odpowiada- urzędnicy maja to w poważaniu. Wynajmą kancelarię zapłacą jej kolejne 2 tys. zł za obsługę, a całość sprawy pójdzie z podatków warszawiaków, nie będę tego robił. W dawnych czasach - ciągnie opowieść znajomy, - na drogach grasowali zbóje z maczugami. Jak taki cię napadł to oddawałeś mu sakiewkę i po sprawie. Teraz zbój działa w białych rękawiczkach, idzie do banku pokazuje dokument podpisany w imieniu Prezydenta miasta i zabiera twoje pieniądze, ot postęp w każdej sprawie – uśmiecha się na koniec. -
Od autora
Artykuł ma charakter satyryczny, choć opisuje prawdziwe zdarzenia. Porównanie urzędników miejskich do zbójników ma jedynie podkreślić efekt artystyczny i w żadnym wypadku w zamiarze autora nie było ich obrażanie.
Warszawa uprawnienia egzekucyjne podobnie jak 45 innym miast otrzymała w wyniku poprawki ustawy o egzekucji administracyjnej. Pierwotnie uprawnienia te miały służyć do egzekucji podatków lokalnych.
Komornik odpowiada całym swoim majątkiem za decyzje podejmowane w trakcie działań egzekucyjnych. Zgodnie z art. 23 ustawy o komornikach i egzekucji, komornik jest obowiązany do naprawienia szkody wyrządzonej przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu czynności, a zastępca komornika (w tej sprawie taki występował) ponosi odpowiedzialność jak komornik.
Odpowiedzialność urzędników za podjęte decyzje także istnieje - ale w zasadzie jest nie egzekwowalna ( to opinia prawnika).
Znajomy od miesiąca ma konto w innym banku. Pomimo, że bank działał zgodnie z prawem, (choć zbójeckim – zdaniem mojego kolegi) – odmowę przekazania mu dokumentów - jakie bank otrzymał w związku z egzekucją, znajomy uznał za brak szacunku do klienta.
Znajomy już 2 krotnie składał na poczcie wniosek o przekierowanie wszelkiej korespondencji na nowy adres zamieszkania. Wniosek zdaniem poczty ważny jest tylko rok, po czym należy go odnowić. Ponadto wniosek taki nie dotyczy pism i wezwań sądowych, urzędowych i o charakterze egzekucyjnym. Nikt na poczcie nie potrafił odpowiedzieć, dlaczego tak się dzieje.